Wstałam i ubrałam się, nie byłam zdziwiona gdy zauważyłam że moje rodzeństwo jeszcze śpi, zawsze czytali do późna, a potem mieli problem ze wstaniem. Spojrzałam na kalendarz. Był 29 lipca, moje urodziny bo to właśnie wtedy znalazły mnie zakonnice i przygarnęły do sierocińca. Lepiej żeby reszta nie wiedziała – pomyślałam – nie wiadomo co wykombinują!
- Hej! - przywitałam się po wejściu do Bunkra 9, gdzie Leo wypoczywał i pracował.
- Witam w moich skromnych progach! – roześmiał się syn Hefajstosa kłaniając się. – Queen Elizabeth!
- Lordzie Valdez – również ukłoniłam się.
Potem już tylko śmialiśmy się opowiadając sobie głupie historyjki. Tak mniej więcej wyglądały moje dni w obozie: trochę ćwiczeń, wygłupy z Leo i chwile spokoju, w cichym jak biblioteka, domku Ateny.
- Obozowicze! – krzyknął Chejron – Oto kolejne zadanie! Każdy domek musi wystawić jednego zawodnika, który wykona, albo nie, to zadanie. Poproszę grupowych o decyzję!
Szukałam Annabeth w tłumie ale nigdzie jej nie było. W końcu do Chejrona podbiegł „obozowy listonosz” czyli Tomy syn Hermesa. Wyszeptał kilka słów do centaura po czym zniknął w tłumie.
- Z powodu zaistniałych okoliczności – zaczął Chejron – sam wybiorę przedstawicieli domków.
Potem zaczął nerwowo patrzeć po twarzach obozowiczów. Jego wzrok był chyba trochę zbyt rozbiegany, kiedy teraz o tym myślę- widzę to.
Leo Valdez ~ Hefajstos
Ja (niestety) ~ Atena
Liam ~ Hermes
Aravena ~ Hekate
Ernest ~ Nemezis
Lou ~ Apollo
Randy ~ Ares
Niestety więcej nie pamiętam; i tak Posejdona ani Hadesa nie było!
- Do biegu… gotowi… START! – Krzyknął Chejron. Biegłam szybko jednak nie w pełni swoich możliwości, czytałam Igrzyska Śmierci. Ci najszybsi nie zawsze są najlepsi. W grupce po mojej stronie piramidy znaleźli się: Leo, Liam, Randy i Aravena. Gdy dobiegłam do piramidy nie wiedziałam co robić dalej, popatrzyłam na innych ale oni byli równie zagubieni. Po chwili Leo używając swojego młota, którego wydobył z najmniejszej kieszonki pasa na narzędzia (nawiasem mówiąc już chyba nic mnie nie zdziwi), przełamał na pół jedną z ław wybijając wejście do środka. Niepewnie zajrzałam w ciemną dziurę ale zanim zdążyłam cofnąć głowę, Randy wpakował się z mieczem do środka. Nie widziałam go już po trzech krokach! Leo wszedł kolejny, zanim zdążył zniknąć złapał mnie jeszcze za rękę i razem znikliśmy w ciemnościach piramidy z mebli.
- Może trochę światła?- szepnął chłopak zapalając mały płomyk nad swoją dłonią. – Od razu lepiej!
W odpowiedzi uśmiechnęłam się i ruszyłam w głąb labiryntu. Po pięciu minutach zwróciłam uwagę na napis na jednym ze stołów, tworzącym ściany, a napis brzmiał:
Gdzie indziej się znajdziesz
Wędrowcze uważaj!
Na rozstaju na siebie zważaj
Δ….δα……. (napis był zatarty)
- Tak, zważaj? co to znaczy? – spytał Leo.
- Tyle samo co uważaj – odpowiedziałam po zastanowieniu.
-Ciekawe co tu było napisane? I kto to napisał? – Myślał na głos syn Hefajstosa. Widać nie wpadł na żaden pomysł więc po prostu wzruszył ramionami i ruszył dalej. Szliśmy jeszcze chwile gdy trafiliśmy do dużej sali z ośmioma wejściami do korytarzy.
-Jest rozdroże! – wykrzyknął Leo, patrząc na mnie.
Byłam zbyt przerażona przestrogą by zwrócić uwagę na delikatny ruch płomyka, Leo (na szczęcie dla nas) zauważył to. Od razu otoczył go ogień. Przestraszona odskoczyłam, ale Leo pokazał mi że muszę być cicho. Ktoś lub coś nadchodziło. A my nie wiedzieliśmy z której strony. Nie czekaliśmy jednak długo gdy z korytarza po lewej wyskoczyła czarna jak smoła, pantera. Miała niesamowicie zielone oczy, ja znałam tą zieleń! Mój towarzysz już chciał atakować lecz w ostatnich chili krzyknęłam:
- CZEKAJ!
Zdezorientowany Leo spojrzał w moją stronę. Pantera również.
- Percy? – spytałam podchodząc do zwierzęcia. Spojrzało na mnie i skinęło głową. To był mój przyjaciel! Ale co się z nim stało? – myślałam.
- Jak to? Ten kot ma być moim kumplem... – głośno myślał Leo.
Ja, tym czasem podeszłam do pantery i pogłaskałam jej.. jego lśniące futro. Patrzyłam mu w oczy. Pragnął mi coś przekazać, przed czymś ostrzec. Obok mnie klęknął Leo, podrapał go za uchem szepcząc:
- Wstań przyjacielu – to było niesamowite! on to mówił po starogrecku! – εξεγέρσεις. - To co stało się potem było jeszcze bardziej niesamowite, Percy po prostu zmienił się w człowieka! Pomogliśmy mu wstać, miał na sobie czarną bluzę z kapturem i czarne dżinsy.
- Przepraszam, czasami nie mogę wrócić - uśmiechnął się przepraszająco. Popatrzyłam na Leo pytającym wzrokiem, ale on zignorował pytanie.
- Zazwyczaj był koń, co się stało że zmieniłeś się w kota? – ostatnie słowo powiedział z wyraźnym obrzydzeniem.
- A jak koń miałby się tu zmieścić? Mogę ręką dotknąć sufitu a ty chcesz tu wsadzić ogiera? – zaczął się śmiać.
- Hola, hola! Ty możesz zmieniać się w zwierzęta?! – spytałam.
- No.. Tak! wszyscy możemy…
- Jacy, do cholery, wszyscy!! – nie dałam mu skończyć.
- No, cała siódemka! Wiesz ja, Ann, Leo, Pipes… - nie wiem jaką miałam minę ale wiem że chłopców bardzo rozśmieszyła.
Kolejne co się stało było jednym z najdziwniejszych wydarzeń jakie nastąpiły tego dnia, a mianowicie: Leo chcąc udowodnić słowa Percy’ego zamienił się w pięknego szkarłatnego ptaka – Feniksa. W tedy mój mózg nie wytrzymał i straciłam przytomność.
- Okej! Zacznijcie od początku – chciała bym tu napisać że dziarsko zerwałam się na nogi ale ja dalej leżałam na kolanach Leo. Niech oni tłumaczą, a ja odpocznę.
Trzeba jeszcze nadmienić że bogowie zabronili herosom mówić o zdolnościach bo sami nie mogli wiedzieć wszystkiego.
Następny rozdział przewiduję już w 2015 ale może pojawi się coś noworoczno-świątecznego
Rachel Dare
PS. Dale proszę o komentarze i obserwowanie bloga! <3