Zapraszam na nowy rozdział, który dedykuję
Natalii <3
Wydarłyśmy się jak szalone, bo zobaczyłyśmy biegnącego w naszą stronę
Percy'ego z czymś, a raczej z kimś na ramionach. Chłopak Annabeth był cały w
błocie i krwi. Uśmiechał się, ale nie tak normalnie tylko tak trochę smutno,
(jeśli w ogóle można się smutno uśmiechać).
- Czy to...? -Zająknęła się Ann, gdy podbiegłyśmy na tyle blisko by, jako
tako rozpoznać osobę na barkach syna Posejdona.
Percy tylko skiną głową.
-Zanieśmy go do Chejrona i to szybko- powiedziałam. Nie znałam go, ale
widziałam jego stan, a on był ciężki.
***
-Kim on był?- Spytałam, gdy czekaliśmy na werandzie na Chejrona.
-Jest!- Krzyknął Percy-Przepraszam, za ostro zareagowałem, to jest Leo
Valez. Nasz "techniczny" z Argo II.
-Percy, a właściwie, co się stało?- Dopytywałam.
-No, więc..-Chłopak spuścił wzrok- Bawiłem się z Panią O'Leary, mój
piekielny ogar, kiedy coś wynurzyło się z lasu, jakby kula czy coś takiego.
Było złote, emanowało złem. Wyrzuciło Leona na trawę i zaatakowało mnie. Na
szczęście zdążyłem uskoczyć, bo by mnie przejechało. Nie ponowiło ataku, bo
znikło w lesie zanim zdążyłem się przyjrzeć. Potem podbiegłem do Leo i wziąłem
go na ręce. Krwawił. Postanowiłem jak najszybciej przynieść go tutaj, ale on
był taki dziwny... Jakby nie...- Głos mu się załamał. Usiadłam obok niego
na schodach i poklepałam po ramieniu. Annabeth usiadła po jego drugiej stronie
i przytuliła się do niego. Siedzieliśmy tak dziesięć minut, gdy w drzwiach
pojawił się Chejron. Centaur miał zwykłą minę, więc od razu zaczęliśmy się
cieszyć. Skoro Chejron się nie smuci to Leo musi żyć! Niestety nie było tak
kolorowo jak myślałam. Leo rzeczywiście przeżył i miał się całkiem nieźle,
jednak to, co go zaatakowało miało się jeszcze lepiej. Centaur wytłumaczył nam,
że tym czymś była Kula Archimedesa, ale zmodyfikowana, przez kogo nie było wiadomo.
***Trzy dni później***
Z Leo było coraz lepiej. Często rozmawialiśmy, ale pomimo dobrych kontaktów
chłopak wciąż nie chciał mówić o tym, co zaszło tamtego dnia. Zawsze odwracał
głowę i nagle milknął.
Wieść o tym, że Leo żyje, szybko rozeszła się po obozach i do sali
szpitalnej ściągały tłumy przyjaciół. Dzięki temu mogłam poznać wielu
wpływowych herosów m.in. Jasona, Piper, Reyne, Franka i Hazel. To są wspaniali
półbogowie! Byłam przekonana, że zignorują mnie, jako nic nieznaczącą heroskę,
ale oni chcieli mnie poznać! Dzięki nim zrozumiałam, że każdy półbóg się liczy
nigdy nie można lekceważyć żadnego z nas.
Okej! Więc to jest kolejny rozdział :)
Niestety nie za dobry bo po napisaniu ostatniego zdania napadła mnie choroba zwana Bracus Wenius i teraz strasznie cierpię więc mam nadzieję że was nie dopadnie Ekranus Pękus gdy będziecie to czytać :P
Wasza Autorka
Rachel Dare
PS. Zachęcam do obserwowania bloga <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz